HISTORIA PISANA PRZEZ GRUPOWICZÓW CZ. 2

W grudniu i w pierwszej połowie stycznia Grupowicze facebookowej grupy ANETA KRASIŃSKA - Spotkania przy literaturze wspólnie pisali opowiadanie, nad którym czuwała Agnieszka Krizel. To ona wymyśliła początek, a później co tydzień łączyła poszczególne fragmenty. A jaki był tego efekt? Przekonajcie się sami, bo mnie w niektórych momentach zapierało dech w piersiach...


*** Agnieszka Krizel

Baśka stała nad brzegiem jeziora wpatrzona w jego błękitną taflę. Dręczyły ją dziwne, nie do końca sprecyzowane myśli. Ania nie odzywała się od kilku miesięcy, Marysia podobnie, a Krysia milczała od dnia, w którym przesłała tego bardzo wymownego sms-a. Jego treść była niczym uderzenie obuchem w głowę. Baśka przepłakała nie tylko tamten wieczór, ale i kilka następnych dni. Przecież nie uważała się za obcą. Jak Krysia mogła tak w ogóle pomyśleć. Przecież znały się od dobrych kilku lat. Dręczyło ją to.

Znów przypomniała sobie treść tamtego sms-a: „Witaj Basiu. Jeśli możesz, uszanuj, proszę, wolę moją i Bożenki i nie pojawiaj się jutro na pogrzebie Frania. To skromna uroczystość i tak, jak Ci powiedziałam dzisiaj po modlitwie w kościele, bez obcych, tylko w gronie najbliższych”. Znała i Bożenkę, siostrę Krysi. Jej synek, Franio, miał szesnaście miesięcy. Dziecko od urodzenia było chorowite i kilka tygodni temu zmarło. Czas leciał, a rana zadana przez Krysię, nadal się jątrzyła.

Dzisiaj mijał dokładnie miesiąc od tamtych wydarzeń. Krysia się nie odzywała, chociaż Barbara uparcie czekała na telefon z wyjaśnieniami, a najlepiej z przeprosinami. Rozumiała, że Krysia z siostrą były wtedy rozgoryczone i działały pod wpływem silnych emocji. Tymczasem, Krystyna milczała.

Katarzyna Arciszewska:

Najgorsze było to, że Basia z nikim nie mogła przegadać problemu. Dawniej pożaliłaby się Ani i Marysi, dziewczyny coś by poradziły lub przynajmniej pozwoliły się wypłakać. Jednak i one się od niej odsunęły. Bo jak inaczej nazwać ich zniknięcie i milczenie? W oczach kobiety znów pojawiły się łzy, ostatnio tylko one wiernie jej towarzyszyły.

Dorota Krajewska-Komarek:

Znała już wszystkie smaki tych łez i ze smutkiem stwierdziła, że od dłuższego czasu trafiają jej się te najbardziej słone. Dlaczego? Pytanie to podskakiwało w jej w głowie bez odpowiedzi. Chciała choć na chwilę odpędzić smutek i pozbyć się słonego smaku. Wróciła do domu, przygotowała sobie obłędnie słodką, gorącą czekoladę, wyciągnęła z komody album ze zdjęciami i odpłynęła razem z falą wspomnień, do czasu, kiedy nie była żadną OBCĄ. Słodycz czekolady łaskotała przyjemnie podniebienie. A jednak wciąż czuła sól…

*** Agnieszka Krizel

Kilka dni później, na zakupach w sklepie osiedlowym, Barbara spotkała się z Anetą. Dawno niewidziana koleżanka uśmiechnęła się tylko pod nosem i skinęła na powitanie:

- Cześć! Moja droga, tyle czasu… - Uścisnęły się.

- Prawda. Dawno się nie widziałyśmy, może masz ochotę na kawę? Zapraszam, jestem sama w domu. Mój Andrzej znalazł niedawno pracę dorywczą, na kilka godzin, będziemy mogły spokojnie porozmawiać. Emilek w szkole...

- Emilek? - zdziwiła się Aneta. - Przecież chłopak ma już ponad czternaście lat, a ty ciągle mówisz na niego Emilek?

- Wiesz, dla mnie będzie całe życie moim dzieckiem, w dodatku moim kochanym, jedynym synulkiem.

Aneta z wyraźnym zdegustowaniem na twarzy odpowiedziała:

- Nie mam akurat nic pilnego do zrobienia. Ostatnio mam zastój w zleceniach. To może jednak chętnie napiję się tej kawy... Chodźmy.

Kobiety dyskutowały w drodze o tym, co wydarzyło się w czasie, w którym się nie widziały.

- I wyobraź sobie… - kończyła Basia, dopijając już kawę. – Myślałam, że mnie szlag jasny trafi! Jak tak można, przecież zapłaciłabym jej za tę książkę. - Kobieta nie kryła zdenerwowania. - Siedzieliśmy sobie z moim Andrzejkiem i nie raz rozmawialiśmy o sytuacji Ani. Może ona kryje się z tym, że mąż ją ogranicza finansowo? Co ona sobie w ogóle w tamtym momencie wyobrażała? Przecież zamawiała ten podręcznik dla swojego syna, to mogła dla naszego Emilka też. - Basia żywo gestykulowała.

Aneta czuła się nieswojo. Co jak co, ale plotek i dywagowań na temat wspólnych znajomych strasznie nie lubiła, szczególnie, że znała zarówno Anię, jak i Marysię i Krysię. Coś jej tu nie pasowało. Celowo spojrzała na zegarek.

- Ach… Zasiedziałam się. Miło było, ale muszę wracać. - Wstała gwałtownie od stołu, prawie potrącając przy tym krzesło. Ale chciała jak najszybciej się stamtąd ewakuować. - No, to do zobaczenia, do następnego… - Niemal wypadła z domu koleżanki.

Do następnego nigdy! - pomyślała Aneta.

Katarzyna Arciszewska:

Aneta wybiegła szybko. Nawet nie podziękowała za kawę. Hm... Basia nie była usatysfakcjonowana przebiegiem spotkania. Nie tak je sobie wyobrażała. Miała jeszcze tyle do powiedzenia o Emilku, jego osiągnięciach w nauce i sportowych sukcesach. Przecież Aneta nawet nie obejrzała jego dyplomów i medali z zawodów lekkoatletycznych, w których tak często reprezentował nie tylko szkołę, ale miasto i region!

Jak przez mgłę, ale jednak, urażona kobieta przypominała sobie, że wiele miesięcy temu koleżanka była zasłuchana i zainteresowana, gdy Bożenka opowiadała jej o swoim Franku, a co taki mały, w dodatku chorowity od urodzenia, szkrab sobą prezentował? Ona zazwyczaj dość szybko i skutecznie dawała młodej mamie do zrozumienia, że jej synek nie jest pępkiem świata. Kiedyś nawet posprzeczała się o to z Krysią, która zaciekłe broniła stanowiska swojej siostry, oskarżając Baśkę o nieczułość. Nieczułość? Ją? Niewiarygodne! Ona mogłaby być instruktorką czułości i miłości matczynej!

Agata Górna:

Aneta wracając do domu myślała o krótkowzroczności Basi. Ta widzi tylko czubek swego nosa i zawsze robi problem z niczego. Czy zawsze musi wyręczać się innymi. Zamawiasz książkę dla syna zamów i dla mnie. Jedziesz na zakupy do galerii, weź mnie ze sobą i te męczące rozmowy: „mój Emilek i Andrzejek”. Chłopy jak dęby, a ona o nich jak o małych dzieciach. Baśka jest strasznie infantylna.

Aneta tym stwierdzeniem zakończyła rozmyślanie. Czas gonił ją i nie zawracała już sobie głowy bzdurami.

*** Agnieszka Krizel

Aneta wracała do domu, a Basia snuła rozmyślania, które przewał powrót Emilka do domu.

- I jak tam, syneczku. Jak w szkole?

- Dobrze. Zmęczony jestem.

Kobieta podeszła do syna, zaniepokojona jego apatyczną odpowiedzią. Kiedy spojrzała mu w oczy, zamarła, by za chwilę wybuchnąć:

- Jezusie nazareński, kto ci to zrobił?

Podbite oko, napuchnięty policzek syna wywołały w Basi niekontrolowane emocje.

- Nikt, potknąłem się, jak już szedłem na autobus do domu. Głowa mnie boli, na chwilę straciłem ostrość widzenia i się potknąłem, upadłem na chodnik. - Chłopak ewidentnie migał się od tego, by opowiedzieć matce furiatce prawdę.

- Potknąłeś, jasne! Gadaj mi tu, co się stało! - krzyczała. - Kto ci to zrobił? Ja tego tak nie zostawię! W tej chwili masz mi powiedzieć prawdę!

- Mama, ale nie krzycz, ja słyszę… - Emil próbował matkę uspokoić. - Dobra, powiem ci, ale obiecaj, że zostawisz tę sprawę, nie będziesz nic z tym robiła.

- Mów! - Basia przestępowała niecierpliwie z nogi na nogę.

- Stanąłem w obronie Majki. Jakiś koleś ją zaczepiał i wyzywał od puszczalskich, to mu przyłożyłem…

- Znowu ta Majka! Ta dziewucha wpędzi cię jeszcze w niemałe kłopoty! A mówiłam, żebyś dał sobie z nią spokój. Co ty widzisz w tej… Tej… Czy ty naprawdę nie możesz jakoś unikać tej dziewuchy? Musisz chodzić jej ścieżkami...

- Mama! Przestań. Jak mam jej unikać, kiedy jeździmy tym samym autobusem, kończymy szkołę o tej samej godzinie. Po prostu stałem obok i słyszałem, nie mogłem zdzierżyć, jak ten kolo ją zwymyśla.

- A co ona ciebie jeszcze interesuje? Emilku…

Już miała nabrać powietrza i dalej prawić synowi swoją reprymendę, kiedy trzasnęły drzwi wejściowe i od progu dało się słyszeć:

- Kochanie! Jestem już! - Andrzejek właśnie wrócił do domu.

Emilek zwinnie schował się w swoim pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Basia zbladła.

Katarzyna Arciszewska:

- Kochanie! Już jestem!

Jak każda kobieta, Basia marzyła, by codziennie słyszeć te słowa i uśmiechać się do męża, który je wypowiada. Ale jej Andrzejek... Cóż, w jego ustach te słowa bywały ostrzeżeniem. Szczególnie w chwilach, gdy zajęta czymś innym żona, nie zdążyła na czas z obiadem, gdy wyprasowała nie tę koszulę, którą Andrzejek chciał włożyć, gdy przesunęła jego kapcie i zamiast w miękkie, wygodne wnętrze domowego obuwia jego stopa trafiała na twardą płytę podłogi. Basia zrobiła szybki rachunek sumienia. Co dziś przeoczyła? Kilka sekund trwogi zwieńczył jednak spokojny uśmiech. Ze wszystkim jest na czas, wszystko leży na swoim miejscu.

- Witaj, kochanie! Cieszę się, że już jesteś! - zawołała Basia radośnie.

- Już? Czyżbyś sugerowała, że powinienem być wcześniej? - podniesiona brew męża oznaczała, że jednak znalazł powód do niezadowolenia.

- Oczywiście, że nie, kochanie! - kobieta starała się zapanować nad drżeniem głosu i zakryć początki zdenerwowania przymilnym uśmiechem. - Ja tylko bardzo się cieszę, że jesteś w domu, bo zawsze za tobą tęsknię. Przecież wiesz, Andrzejku.

Na twarzy mężczyzny rysy złagodniały. Pociągnął nosem, wyczuwając wspaniałe zapachy z kuchni. Basia gratulowała sobie pomysłu przygotowywania kilku opcji obiadowych na zapas. Gdyby ich nie miała w lodówce, wizyta Anety zburzyłaby rozkład dnia, a brak obiadu o odpowiedniej porze nie wpłynąłby pozytywnie na humor Andrzeja.

- Kochanie, moja cudowna kuchareczko, czuję, że dzisiejszy obiad to będzie prawdziwa uczta - mężczyzna uśmiechnął się do żony. - Wołaj Emila, siadamy do stołu.

Radość i poczucie bezpieczeństwa w tym momencie opuściły Basię. Przecież gdy Andrzej zobaczy twarz syna, która bez dwóch zdań jest odstępstwem od normy, zacznie zadawać pytania i wyciągać konsekwencje. Kobieta już znała rezultat tych dociekań. Winna jest zawsze ona. A winni muszą ponosić karę.

*** Agnieszka Krizel

Nie czekając na ewentualną niecierpliwość męża, poszła do pokoju syna. Przy drzwiach zawahała się. Zapukać, czy nie? - myśl, że Emilek ma już czternaście lat, trochę ją onieśmielała. Zapukała cichutko, uchylając drzwi.

- Emilku… - stanęła nad łóżkiem syna, na którym pochrapywał równym oddechem. Nie, nie będę go budziła, niech odpocznie, widać, że dziecko zmęczone wydarzeniami dnia. Poszukała koc i okryła nim chude ciało synka. Pamięta, jak był mały, chorowity. Zresztą, ledwo udało jej się wydać go na świat. Macica popękała jej w środku i dwa tygodnie nie widziała ani synka, ani męża. Znalazła się w specjalistycznym szpitalu, u jednego z najlepszych lekarzy w kraju. Dzisiaj już świętej pamięci.

Wycofała się cichym krokiem do kuchni, zamykając za sobą drzwi. Trudno. Opcja jest taka, że najprawdopodobniej obudzi się dopiero jutro rano, wtedy Andrzeja już nie będzie w domu. W najgorszym wypadku, kiedy mąż zobaczy twarz chłopaka, wywiąże się niepojęta awantura. I znowu będzie, że to przez nią, bo wychowała maminsynka, który nie potrafi poradzić sobie, że wszystko podstawia mu gotowe pod nos, że rozpuściła go, że chłopak w ogóle nie wie, co to prawdziwe życie. Tak, znała to wszystko na pamięć. I szczerze powiedziawszy, nie miała sobie niczego za złe. Czy to naprawdę źle, że kocha swoje jedyne dziecko?

Usiadła naprzeciwko męża.

Dorota Krajewska-Komarek:

Tymczasem Emilek wcale nie spał. W jego głowie trwała burza myśli, pytań i znaków zapytania. Serce przewracało się z nadmiaru emocji. Potykało się o te wszystkie słowa wypowiadane zimnym głosem ojca. Przystawało na chwilę na wspomnienie matki, która zaczynała drżeć na dźwięk kroków ojca pod drzwiami. O co tu chodzi? ‐ myślał. Dlaczego tych dwoje najbliższych mi ludzi dzieli jakiś niewidzialny mur rażący prądem, gdy znajdują się zbyt blisko siebie. Nie rozumiem tego… I dlaczego mam nieodparte wrażenie, że to wszystko przeze mnie. A przecież ja ich tak kocham. Tak bardzo chciałbym rozumieć to, czego nie rozumiem. I, żeby Majka mnie lubiła. A może nawet więcej niż lubiła, bo ja… Ja ją kocham...

Magdalena Karczewska:

Tysiące myśli kłębiły się w głowie Basi. Dosłownie, jakby towarowy pociąg sunął ciężko po torach. Trwała w zamyśleniu przez dłuższą chwilę. Powoli, jakby ze studni docierał do niej głos męża:

- Kochanie, tu jestem! I taki bardzo głodny!

- Tak, tak, już podaję ci obiad - Basia zerwała się na równe nogi, a pędząc do kuchni strąciła wazon, stojący na komodzie.

Andrzej aż podskoczył, jak oparzony.

- Co się z tobą dzieje, kobieto?! I gdzie jest Emil?

Szybkim krokiem podszedł do żony, złapał ją za ramiona i spojrzał w zaszklone, przestraszone oczy. Czuł, że ciało kobiety drży. Przytulił ją mocno.

To podziałało na Basię jak balsam. Andrzej od dawna nie był taki czuły. Wszystkie wspomnienia z lat narzeczeństwa wróciły. Pamiętała każdy spacer i gest, które z czasem okrył płaszcz rzeczywistości. Taka szara warstwa nicości.

- Ja... ja chciałam... przepraszam - łzy płynęły, jedną za drugą, po czerwonych od emocji policzkach.

Mąż szeroko uśmiechnął się do żony, jeszcze bardziej przytulił ją i wyszeptał:

- A teraz jestem bardzo głodny i dłużej tego wiercenia w żołądku nie zniosę - zaśmiał się przy tym tak głośno, że Basia poczuła lekką ulgę.

Ten rozpędzony pocisk, sunący po wyimaginowanych torach, powoli zwalniał swój bieg. Basia wiedziała, że to nie koniec emocji na dziś. Przecież została jeszcze kwestia ich syna. Co powie Andrzej? Jak zareaguje?

Odgoniła szybko przykre myśli, uśmiechnęła się i podała mężowi pyszne żeberka w towarzystwie dwóch kolorowych sałatek i pachnących koperkiem ziemniaków.

Wiedziała, jak bardzo lubi to danie. Przecież nazwał ją "cudowną kuchareczką".

Usiadła przy stole i cichym głosem wyszeptała:

- Andrzeju, nie mam siły…

Małgorzata Porada:

- Mężu, nie mam siły… W którym miejscu popełniliśmy błąd w wychowaniu naszego Emila...? Skąd tyle w nim zła i nienawiści?

- Kochanie, nie wiem, ale wydaje mi się, że sytuacja w życiu się powtarza. Popatrz w naszej rodzinie… Jedno małżeństwo się rozpadło, drugie, trzecie szykuje się… A my? Widzisz, bywa tak, że się pokłócimy, nie odzywamy się do siebie, nie rozmawiamy… I to się przekłada na naszego syna. Czas to zmienić, kochanie. Byśmy nie byli następni…

*** Agnieszka Krizel

Basia spojrzała z ufnością w oczy męża. Nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Czuła się najzwyczajniej w świecie samotna. W środku, na duszy, w sercu, w myślach. Nikt jej nie rozumiał, nawet koleżanki, które po cichutku wycofały się z tej znajomości. Myśli po raz kolejny kłębiły się w jej głowie, którą zasłoniła z bezsilności dłońmi.

- Dobra – wstała gwałtownie – budzę Emila. Sam zobacz i z nim porozmawiaj, jak facet z facetem. - Mówiąc to, wstała od stołu i pospiesznym krokiem poszła do pokoju syna. Weszła bez pukania. Emil leżał na łóżku, wydawał się zamyślony.

- O, już nie śpisz. Chodź na obiad, tata chce z tobą też porozmawiać.

Emilek wstał i poszedł razem z matką.

- No, to ja was teraz zostawię. Porozmawiajcie sobie, ja już nie mam na to sił. Spakuję kilka rzeczy i pojadę na weekend do matki. A wy… - omiotła wzrokiem syna i męża – a… róbcie co chcecie. - Machnęła rękoma. - Mam już was i tego wszystkiego dość. Ciebie – zwróciła się do syna – za to, że ciągle oszukujesz, kłamiesz, uganiasz się za tą wyglancowaną małpą, rozkapryszoną. A ciebie – tu zwróciła się do męża – za to, że ciągle coś ci się nie podoba, za te nieustanne pretensje, żale, to siedzenie przed telewizorem i komentarze pod adresem wszystkich i wszystkiego.

Chciała już odejść do sypialni, ale w progu się cofnęła:

- A, nieważne…

Katarzyna Arciszewska:

Przed dłuższy moment wydawało się, że czas nagle stanął, a Basia, Andrzej i Emil zastygli w swoich pozach - kobieta na progu kuchni, jej mąż i syn na krzesłach przy stole. Pomieszczenie opanowała idealna cisza. Pierwszy zdecydował się ją przerwać Emil:

- Ale jak to masz mnie dość? Przecież jesteś moją mamą...

Barbara nie odpowiedziała od razu. Wciąż stała odwrócona tyłem do mężczyzn, spięta, z lekko pochylonymi plecami. W końcu powiedziała cicho:

- Jestem twoją mamą i żoną twojego taty. Jestem dla was każdego dnia, każdej godziny, każdej sekundy. Tylko dla samej siebie mnie nie ma. To nie miałoby znaczenia, gdybym czuła waszą miłość. W niej bym odnalazła siebie. Ale tego uczucia też nie ma. Są pretensje, wymagania, oczekiwania, którym coraz częściej trudno sprostać. I właśnie sobie uświadomiłam, że już nie dam rady starać się dłużej. Brak mi sił.

Andrzej i Emil słuchali cichych słów, które Basia wypowiadała zmęczonym, lekko drżącym głosem. Żaden z nich nie wiedział, jak zareagować. Każdy w pierwszym momencie chciał pocieszyć, że przecież tak nie jest, że ona źle interpretuje ich zachowania. Jednak nawet krótka chwila zadumy sprawiła, że poczuli się winni. Zarzuty Basi to była czysta prawda.

Małgorzata Porada:

Minęła północ. Basia poszła do drugiego pokoju, przewracała się z boku na bok. Nie mogła spać. Ciągle myślała na temat zaistniałej sytuacji. I co dalej? Co mam teraz zrobić? Wystawić walizki mężowi i trzasnąć za nim drzwiami? Zakończyć temat raz na zawsze? Czy faktycznie sama wyjechać? Odpocząć, nabrać dystansu i wrócić z nowymi siłami na dalsze życie?

***Agnieszka Krizel

Oczywiście, to byłyby najprostsze rozwiązania, ale czy one w jakikolwiek sposób rozstrzygną ich problemy? W tym momencie przypomniała sobie słowa Ani, które kobieta kiedyś wypowiedziała w jednej z rozmów:

- Basiu, ja nie chcę nic mówić, to wasze życie, wasza sprawa, ale… Nie zrozum mnie źle, nie chcę się wtrącać, ale… Czy ty nie dostrzegasz, że twój mąż separuje cię od nas, twoich koleżanek, i nie mam na myśli takiej separacji wprost, po prostu… Narzuca ci swoje zdanie, tłucze ci do głowy jakieś swoje dziwne poglądy, nic nieznaczące frazesy. Taki młody facet, a siedzi całymi dniami w domu, ogląda tylko te… propagandowe informacje… Komentuje… E… Nie wiem, pomyśl. On ma czterdzieści pięć lat, jest na emeryturze, a ty? Gdzie w tym wszystkim jesteś ty? Bo ja cię wiedzę jako sprzątaczkę, praczkę, kucharkę, wszystkie wasze sprawy załatwiasz ty. Nie wiem, nie wiem,  martwię się o ciebie. Nie mówię, że masz zaraz robić remanent w życiu, ale… Kurde, Baśka, weź…

Basia nie odzywała się przez chwilę, ale zaraz potem oprzytomniała i rzuciła do Ani:

- Masz rację, nie wtrącaj się… A, jeśli chodzi o Emilka, zrobię wszystko, żeby był idealny.

Ze zdziwienia Anię aż zatkało.

- Ale… Wiesz, że nie ma ludzi idealnych.

- Ale mój syn jest i będzie. A Andrzej… No cóż, Andrzej to jest Andrzej. Na emeryturze jest tylko dlatego, że jest zawodowym marynarzem i miał prawo przejść szybciej niż pozostali. Rozumiemy się, a to się w związku liczy. 

- Myślałam, że nie tylko zrozumienie, ale też miłość i szacunek, empatia. Otwórz oczy, dziewczyno! Ty nie dostrzegasz tego, ale ja w towarzystwie Andrzeja czuję się niekomfortowo, bo kiedy w jakiejkolwiek rozmowie próbuję powiedzieć swoje zdanie, to on tego absolutnie tego nie przyjmuje, liczy się tylko to, co on ma do powiedzenia i jego poglądy. Poza tym, to wtrącanie się, nawet nie można w spokoju porozmawiać.

Fragment tej rozmowy powrócił do Basi właśnie w tym momencie. Dlaczego?

Aneta Krasińska

Być może dlatego, że przez lata godziła się na traktowanie jej jak służącej. Podtykała pod nos jedzenie, spełniała zachcianki, a i w sypialni godziła się na eksperymenty. W końcu Andrzej znał życie. Często wypływał w kilkutygodniowe rejsy. Wówczas traciła go z oczu. Tak bardzo chciała mu ufać. Czasem nawet starała się go podpuścić i zażartować, że pewnie w każdym porcie ma kobietę, ale on tylko patrzył na nią z politowaniem, a potem przez kolejne dni wytykał jej, że ziemniaki za zimne, a kotlet za twardy. Siedziała wtedy jak na szpilkach, obawiając się kolejnego zarzutu. Z czasem przestała dzielić się swoimi podejrzeniami z Andrzejem. Tak było wygodniej. Po prostu go słuchała, a on mógł mówić bez końca i na każdy temat. Bo to w końcu on zobaczył pół świata. Ona tylko siedziała w ich małym M 2, dbając o ich gniazdko i rosnącą latorośl, za którą poszłaby do piekła, a wspomnienie tamtej nocy, gdy Emilek został poczęty, wciąż przyprawiało ją o palpitacje serca...

*** Agnieszka Krizel

Tylko, czy da się żyć w ciągłej niepewności jutra, że w każdej chwili może wydarzyć się coś, co zmusi Basię do wyjawienia prawdy? Ech… Życie to nie suma przypadków, to osobliwe zbiegi myśli, emocji, zdarzeń, miejsca i przestrzeni, ludzi - niemniej.

Czasu nie cofnę, ale mogę zmienić swoją przyszłość – pomyślała.

Codzienność Basi toczyła się leniwie, według ściśle określonego rytmu i schematu. Każde odstępstwo od normy było czymś, z czym kobieta musiała się mierzyć siłą woli, poświęcając swój czas i siły. Nowy Rok, nowe możliwości. Czas coś wreszcie zrobić dla siebie! Lepiej późno niż wcale.

Kiedy siedziała przed ekranem laptopa i tworzyła swoje CV, miała w sobie mnóstwo nadziei i wiary, że przecież nigdy nie jest za późno, by poczynić w życiu zmiany. Z początkiem nowego tygodnia rozesłała CV do kilku najbliższych firm i zakładów. I ku jej zdziwieniu, po kilku godzinach, odebrała pierwsze telefony z propozycją rozmowy. Zatem! Chwilo trwaj!

Tydzień później Basia pakowała czekoladki w kolorowe kartoniki, które równym tempem sunęły po taśmie, w jednej z największych, lokalnych firm produkcyjnych w okolicy. Czekoladki eksportowano do licznych krajów. Nie była to praca marzeń, ale dodatkowy grosz, który dla gospodyni domowej, jaką dotychczas była Basia, to przede wszystkim możliwość wyjścia do ludzi. Dobrze jej było.

A Emilek i Andrzejek? No cóż…


Jeśli historia Wam się spodobała i chcecie stać się współautorami kolejnej, to zapraszam do dołączenia do grupy na Facebooku Aneta Krasińska - spotkania przy literaturze. Kolejne opowiadanie już się tam tworzy...

Jeżeli macie pomysły na tytuł opowiadania, to śmiało pozostawiajcie je w komentarzach. Może to właśnie Twój tytuł spodoba mi się najbardziej. 

Komentarze

"Marzenia Kaliny" - trailer

"W sieci uczuć" - trailer

"Odroczone nadzieje"-trailer