Właśnie skończyłam czytać powieść Tess Gerritsen pt: "Sobowtór". Główna bohaterka wraca z pięknego Paryża, gdzie miała ochotę pozostać na zawsze, i na podjeździe przed swoim domem spotyka kobietę łudząco podobną do siebie. Problem w tym, że dziewczyna właśnie została zastrzelona, a główna bohaterka nie podejrzewała, że miała rodzeństwo.
Zgrabnie nakreślona historia z wieloma zwrotami akcji bardzo mnie zaciekawiła, choć muszę przyznać, że niekiedy szczegółowe opisy sekcji zwłok kolejnych denatów najzwyczajniej w świecie pomijałam, bo wydawały mi się zbyt drastyczne...
Czasem zdarza się, że odnajdujemy swojego sobowtóra w osobie, która nie jest z nami spokrewniona, a mimo to podobnie myśli, czuje, ocenia świat. Czy to zbieg okoliczności, że tyle nas łączy, choć mamy różne DNA? Na pewno jest nam łatwiej przeżyć w dżungli, jaką niewątpliwie jest życie. Otrzymujemy wówczas wsparcie i możliwość dzielenia się własnymi poglądami bez obawy o to, że zostaniemy źle zrozumiani, wyśmiani czy zignorowani.
Swoją drogą ciekawe, jak to jest, gdy ma się sobowtóra, czyli osobę, która fizycznie wygląda dokładnie tak samo, jak my...
Swoją drogą ciekawe, jak to jest, gdy ma się sobowtóra, czyli osobę, która fizycznie wygląda dokładnie tak samo, jak my...
Komentarze
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku, dziękuję za odwiedziny. Będzie mi miło, jeśli po swojej wizycie pozostawisz tu kilka życzliwych dla mnie słów :)