Ostatnio słyszałam w radiu, że film pt.: Sztuka kochania okrzyknięto lepszym erotykiem niż saga o Grey'u, dlatego zasiadając na widowni, nie do końca wiedziałam, na co się piszę...

Od samego początku główna bohaterka wzbudziła moją ogromną sympatię. Jej dość ekscentryczny sposób bycia sprawiał, że niekiedy nie była brana na poważnie. Tak jakby fakt, że zrobiła doktorat nie miał najmniejszego znaczenia.
Boczarska genialnie namalowała postać Wisłockiej, kobiety, która innym mówiła, jak kochać i być kochanym, a sama początkowo miała z tym duże problemy.
Film pokazuje jej samotność, wręcz maniakalny upór w dążeniu do celu i rozdarcie pomiędzy domem i pracą - taki standard każdej zawodowo pracującej kobiety, która nie chce spocząć na laurach.
Pewnie zapytacie o sceny? Faktycznie były, ale absolutnie nie wyuzdane, nagrane z takim smakiem, że życzyłaby innym twórcom, np.: sagi o Grey'u, żeby czerpali z tego filmu pełnymi garściami :)
Faktycznie, okrzyknięcie tego filmu "lepszym erotykiem niż saga o Grey'u" to chyba jednak niekoniecznie komplement w kierunku tego obrazu. ;)
OdpowiedzUsuń