Rozdział I
KALINA
Bezkresne, smoliste niebo zdawało się mocno
na nią napierać, skutecznie ograniczając jej
przestrzeń. Bezkształtne, ciężkie chmury kłębiły się wokół niby wygłodniałe sępy, w każdej
chwili gotowe do ataku. Przesycone potem powietrze
zdawało się zaciskać swe amorficzne
palce wokół jej gładkiej szyi, na której gołym
okiem można było dostrzec przyśpieszony puls.
Dziesiątki, setki, tysiące dłoni falowało wokół
jej ciała targanego strachem, skupiając się wokół
miejsca, które kurczowo starała się osłonić
nagimi ramionami. Usiłowała przypomnieć sobie
dotyk tych dłoni i miała wrażenie, że każdą
z nich już kiedyś spotkała.
Skuliła się tak mocno na łóżku, że czuła
przeszywający ból mięśni, które protestowały, broniąc się przed naciskiem. Nie miało to dla
niej znaczenia. Widziała, że jest jedyną osobą,
która jest w stanie ochronić swój największy
skarb. Jeszcze mocniej podkurczyła nogi, brodą
dotykając kolan. Słony pot spływał stróżkami po jej gładkiej twarzy i wsiąkał w cienką,
bawełnianą koszulę nocną, pozostawiając na
niej mokre plamy, tworzące swoistą mozaikę.
Chciała się ukryć pod kocem przed napastliwym
dotykiem dłoni, ale nie wyczuwała go wokół
siebie, dlatego miotała się po łóżku jak ryba
nagle wyjęta z wody przez rybaka, który jeszcze
nie podjął ostatecznej decyzji, czy ocali jej życie.
Nagle poczuła lekkie szarpnięcie. Nie miała siły się dłużej bronić. Bezwolnie się poddała, czekając na kolejny impuls. Wtedy w oddali
usłyszała głos:
– Kalina, Kalina. Obudź się. Musisz otworzyć oczy.
Niechętnie podniosła ociężałą powiekę. Półmrok rozjaśniał wątły strumień światła, sączącego się z lampki stojącej na stoliku nocnym
tuż obok łóżka. Nieprzytomnym wzrokiem rozejrzała
się wokół. Poznawała niedawno urządzoną
sypialnię; postawiła na minimalizm i nie
pozwoliła Kamilowi wnieść tu niczego oprócz
wygodnego łóżka, dużej, zasłaniającej całą
boczną ścianę szafy w kolorze śmietankowym
oraz dwóch niepozornych szafek nocnych. Na
nic zdały się głośne protesty mężczyzny, gdy
twierdził, że nie ma gdzie ustawić swojego rowerka
stacjonarnego, z którym najchętniej by się nie rozstawał. Kalina zdecydowanie zamknęła
drzwi do sypialni, a sprzęt do ćwiczeń
ostatecznie wylądował na balkonie.
W wiszącym naprzeciw łóżka lustrze dostrzegła
swoje odbicie. Krótkie blond włosy były
posklejane. Przyśpieszony oddech tłumaczył
rumieńce pojawiające się na policzkach. Przesiąknięta
potem koszula nocna przykleiła się
do ciała, podkreślając chudość trzydziestodwuletniego
ciała. Przenikliwe i rozbiegane piwne
oczy błyszczały w napięciu.
– Boże, jak się wystraszyłam – zaczęła, wyraźnie
wyczerpana, przecierając twarz chusteczką
higieniczną, która leżała na stoliku.
– Dobrze, że to tylko sen.
– Kolejny w tym tygodniu – stwierdził Kamil
i wstał, żeby wyjąć z szafy świeżą piżamę.
– Musisz się uspokoić, bo nerwy mogą ci jedynie
zaszkodzić.
– Boisz się, że zabraknie mi piżam? – zażartowała, choć wcale nie było jej do śmiechu.
– Myślisz, że to takie proste zapanować nad
snami? Jeśli wiesz, jak to zrobić, to mi powiedz,
bo jak widzisz, sama tego nie potrafię.
– Przestań się przejmować, inaczej zwariujesz,
a już na pewno niczego nie przyśpieszysz
ani w niczym to nie pomoże – tłumaczył, pomagając
jej się przebrać.
– Wiem, ale nie potrafię zapomnieć o swoich
emocjami. – Zapięła guzki od piżamy. – Tak
bardzo chciałabym już wiedzieć…
***
Poproszę więcej! :)
OdpowiedzUsuńJuż niedługo :) Napięcie trzeba dawkować ;)
UsuńŚwietne. Tak bardzo chciałbym wiedzieć co będzie dalej...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Już niebawem...
UsuńI co dalej �� pozostało czekać ��
OdpowiedzUsuńTo tak jak z gotowaniem. Zapach nęci, a dopiero smak sprawia prawdziwą rozkosz podniebieniu ;)
Usuń