Dzisiaj zapraszam Was na spotkanie z Kaliną, młodą kobietą, której marzeniem jest stworzenie prawdziwej rodziny. A taka będzie wtedy, gdy na świecie pojawi się jej dziecko. To co dla innych jest normą, dla niej pozostaje w sferze marzeń...
PRAGNIENIA ELŻBIETY - I FRAGMENT
Kalina
W kuchni nastawiła wodę na herbatę i
zabrała się za krojenie chleba. Jak każdego dnia nie miała ochoty na
śniadanie, ale przestała walczyć z Kamilem, który wciąż jej powtarzał, że musi
jeść.
Kiedy kilka minut później wszedł do
kuchni ubrany w popielaty garnitur i śnieżnobiałą koszulę, śniadanie już na
niego czekało. Kalina usiadła naprzeciwko i obserwowała, jak nadgryza pierwszą
kromkę chleba.
– Nie będę jadł sam – ponaglił ją.
– Wiem – odparła z wyraźną rezygnacją
w głosie.
– Smacznego.
– Nawzajem. – Sięgnęła po kanapkę.
Uszczknęła niewielki kęs i przez
chwilę żuła go, zupełnie nie czując smaku.
– Może wyjdziesz na spacer? –
zaproponował Kamil, patrząc na nią z troską. – Zapowiada się ładny dzień.
– Może – rzekła bez przekonania.
– Spróbuj spędzić trochę czasu na
świeżym powietrzu – zachęcił, choć w jego głosie pobrzmiewała nutka
rezygnacji.
– Postaram się – obiecała niechętnie.
– Biegnę, kochanie, żebym się nie
spóźnił – oświadczył, próbując odzyskać spokój ducha. – Jeszcze tylko cztery
dni, a później nie będę już musiał przed nikim się tłumaczyć.
– Zasłużyłeś na to. – Podniosła głowę
znad talerza. – Będziesz świetnym szefem, mężem już jesteś, tylko masz
beznadziejną żonę – dokończyła.
– Jeśli jeszcze raz coś takiego
usłyszę, to obiecuję, że…
– Zostawisz mnie? – spytała
natychmiast, a jej dolna warga zaczęła lekko drżeć.
– Nie licz na to. – Ukląkł przed nią i
ukrył jej dłonie w swoich. – Nigdy tak o mnie nie myśl, bo sprawiasz mi ogromną
przykrość.
– Przepraszam – zaczęła. – Ostatnio
tylko to potrafię.
– Kocham cię najbardziej na świecie i
nie wyobrażam sobie, że mógłbym cię stracić. Nieważne, co się stanie, jesteśmy
razem i wspólnie przez to przejdziemy. – Mocno ją objął i pocałował w czubek
głowy.
Szybko przywarła do jego ciała. Nawet
przez koszulę i marynarkę poczuła ciepło i napięte mięśnie. Chciała tak trwać
jak najdłużej, jednak czas ponaglał, dlatego po chwili bez słowa się odsunęła i
podeszła do zlewu, by umyć naczynia.
– Do zobaczenia wieczorem!
– Cześć – odparła, nie odrywając wzroku
od łyżeczki, którą właśnie płukała.
Kiedy drzwi trzasnęły, zapanowała
kompletna cisza. Kalina przyzwyczaiła się do samotności. Mogła wtedy
odpoczywać, choć nigdy tego nie robiła, mogła przemyśleć swoje położenie, choć
nie dawało jej to nowych perspektyw. Mogła też snuć plany na przyszłość, choć
nie widziała w tym celu.
Od momentu, gdy wyszła ze szpitala,
myślała o tym, by spotkać się z dwoma ofiarami wypadku. Wiedziała od
policjantów prowadzących śledztwo, że starsza kobieta w ciężkim stanie wciąż przebywa
w szpitalu na ulicy Banacha w Warszawie, nastolatka zaś po kilkudniowym pobycie
na oddziale ortopedycznym ze złamaniem kości piszczelowej w lewej nodze i
kilkoma otarciami opuściła szpital i powróciła do opiekunów. Właśnie ta
ostania informacja nie dawała jej spokoju. Zastanawiała się, ile musiała
znieść tak młoda osoba w swoim krótkim życiu, a teraz jeszcze wypadek.
Kalina wiedziała, że nie ma prawa
burzyć spokoju którejkolwiek z kobiet, ale czuła, że dłużej nie zdoła się przed
tym bronić. Jej serce drżało, gdy wyobrażała sobie, ile bólu im sprawiła.
Wiedziała, że dopóki nie stawi temu czoła, nie odzyska spokoju.
Wyszła do przedpokoju. Na moment zawiesiła
wzrok na swoim odbiciu w lustrze. Zbyt długie blond włosy bezładnie opadały na
czoło, zasłaniając piwne oczy. Cera pozostawała blada mimo letnich upałów.
Choć ostatnio się nie ważyła, to i bez tego potrafiła stwierdzić, że schudła
kilka kilogramów. Kości policzkowe uwydatniły się, dodając jej twarzy kilka
dodatkowych lat. Odruchowo dotknęła brzucha, który wciąż był płaski.
Weszła do salonu i zaczęła nerwowo
przeszukiwać górną szufladę stojącej w rogu komody. Po chwili odnalazła
kopertę, która kilka tygodni temu była biała. Teraz jej kolor balansował
pomiędzy beżowym z wyraźnymi śladami odcisków palców a brunatnym od plam po
kawie. Wysunęła z niej kilka połączonych ze sobą czarno-białych kartoników.
Przez dłuższy czas się w nie wpatrywała. Niewielka szara kropka w centralnej
części wydruku przez niewprawionego obserwatora mogłaby nie zostać
dostrzeżona. Ona jednak wiedziała, czym, a w zasadzie kim była. Doskonale
pamiętała chwilę, gdy podczas badania USG doktor Stachlewski potwierdził to, o
czym od pięciu lat marzyła. Wreszcie miała szansę poczuć się matką i ta myśl
sprawiła jej nieopisaną radość, której zdawało się, że nic nie jest w stanie
przyćmić. Oczyma wyobraźni widziała, jak jej dziecko się do niej uśmiecha,
zachłannie wyciąga swoje małe, pulchne rączki, by się przytulić. Chciała je
objąć, osłonić przed całym światem, ale to marzenie nie miało już szans na
spełnienie.
Nie czuła, gdy bezradnie osunęła się
na podłogę. Z rąk wysunęły się wydruki ultrasonografu, które były jedynym
dowodem, że nie oszalała i nie wymyśliła sobie istnienia dziecka. Przez chwilę
jej ciało drżało z zimna, a może z emocji, po czym poddało się konwulsjom,
połączonym z coraz głośniejszym szlochaniem. Nie była w stanie zapanować nad
uczuciami, które rozdzierały jej duszę na coraz mniejsze kawałki. Czuła się jak
pogrążona w spazmatycznym tańcu, napędzanym przez cierpienie, z którym nie
potrafiła się uporać.
Kiedy się ocknęła, nie wiedziała, ile
minęło czasu. Starannie złożyła plik kartek i wsunęła je z powrotem do koperty.
Całość ukryła w szufladzie pod obrusami. Nigdy nie przyznała się przed
Kamilem, że posiada wydruki z ultrasonografu. To było coś, co należało
wyłącznie do niej, co sprawiało, że choć przez moment czuła, że jej życie
nabrało znaczenia.
Kalina nie miała siły marzyć. W jej
głowie panował chaos, a myśli podążały w dwóch kierunkach: ku ofiarom wypadku
i ku nienarodzonemu dziecku, jednak obydwie sprawy na końcu splatały się ze
sobą w jedno słowo: ból.
Piekne fragmenty zaciekawia choc pełna bolu i przezyc Niejedna łlze wicinie CHcialoby sie ja juz czytac
OdpowiedzUsuńJeszce chwilka :) Jeszcze momencik :)
UsuńPiękny fragment...
OdpowiedzUsuń