Już niebawem ukaże się ostatnia część sagi "Małe tęsknoty". Żeby zachęcić nieprzekonanych i ukoić serca tych, którzy już poznali losy Kaliny, Leny, Elżbiety i Olgi proponuję krótki fragment powieści pt.: Nadziej Olgi.
ŻYCIE LUBI ZASKAKIWAĆ
KALINA
Noc
niechętnie ustępowała dniu, szydząc ze złocistych promieni słonecznych, które
od kilku dni skrzętnie skrywały się za nisko wiszącymi chmurami. Prószący od
jakiegoś czasu śnieg szczelnie otulał parapety okien i niewielkie balkony, stanowiące
namiastkę luksusu dla mieszkańców blokowisk. Drobne płatki bezwiednie tuliły
się do siebie, jakby znały się od lat, ufały sobie w każdej chwili i bez obaw
patrzyły w przyszłość, zupełnie nie dbając o to, że wkrótce odejdą w
niepamięć.
Kalina stała z nosem
przyciśniętym do chłodnej szyby, obserwując ten taneczny festiwal. Odkąd w
październiku wróciła do pracy w przedszkolu, obiecała sobie, że będzie unikać
tabletek nasennych. W tym czasie miewała lepsze i gorsze dni. Czasem w
euforycznym uniesieniu podyktowanym sukcesami pedagogicznymi potrafiła
godzinami opowiadać Kamilowi o tym, jak jeden z jej wychowanków z niewielką
pomocą był w stanie opracować komiks, dzięki czemu chłopiec zajął pierwsze
miejsce w konkursie plastycznym. To była duma nie tylko dla niej samej, ale i
dla całego przedszkola, które od dawna dostarczało jej satysfakcji. Innym razem
miotała się po sypialni, nie wiedząc, co powinna zrobić, ponieważ jeden z jej
wychowanków często miał siniaki na tułowiu. Gdy tylko je spostrzegła,
postanowiła porozmawiać z chłopcem. Dziecko kluczyło, nie chcąc powiedzieć,
skąd się wzięły. Nie mogła uwierzyć, że mogliby to zrobić jego rodzice,
natychmiast powiadomiła o tym fakcie dyrektorkę. Ta zdecydowała, że w
najbliższym czasie należy obserwować chłopca, by nie wyciągać zbyt pochopnych
wniosków. Kalina nie chciała czekać. Podskórnie czuła, że to jedynie
wierzchołek góry lodowej, ale w jej uszach wciąż brzmiały słowa dyrektorki, aby
niepotrzebnie nie wywoływać paniki. Od tamtego dnia każdego wieczora myślała o
chłopcu i o tym, czy jutro zjawi się w przedszkolu. Kamil widział, jak bardzo
się szarpała, nie wiedząc, czy powinna działać, czy raczej czekać. Tylko na co?
Aż skatowane dziecko trafi do szpitala? Za każdym razem wymyślała inny
fortel, aby sprowokować chłopca, by podwinął rękaw czy podniósł bluzkę do góry.
Nie chciała być napastliwa, widząc kolejne siniaki. Każdorazowo jednak dziecko
miało na tyle wiarygodne wytłumaczenie, że sama zaczęła wątpić w swoje
przeczucia. Wreszcie nie wytrzymała i zagadnęła rodziców o to, co się dzieje z
ich synem. Arogancka reakcja ojca, który podniesionym głosem wykrzykiwał w szatni,
żeby zajęła się wychowaniem swoich dzieci, początkowo wprawiła ją w osłupienie.
Całą noc analizowała jego słowa, a rano poszła prosto na policję, by podzielić
się swoimi obawami. Idąc do pracy, miała poczucie, że zrobiła to, co to do niej
należało. Zadbała o dziecko, które nie było w stanie walczyć o swoje prawa.
Gdy tylko weszła do sali, jej
wzrok padł na siedzącego przy stoliku chłopca. Jego twarz była spokojna i nie
zdradzała emocji, jakby wiedział, że w tym miejscu nic mu nie grozi. Mina zmieniła
mu się całkowicie, gdy kilka godzin później w przedszkolu pojawili się
pracownicy socjalni, by go zabrać i umieścić w placówce opiekuńczo -‑wychowawczej.
Kalina patrzyła w jego duże, ufne oczy zdradzające lęk i już nie była przekonana,
czy dobrze zrobiła. Chłopiec mocno drżał i kurczowo trzymał ją za rękę, jakby
za wszelką cenę wolał zostać w swoim domu, gdzie każdy dzień był niepewny, niż
bezpiecznie zamieszkać wśród obcych. Mocno wtulony w nią czekał, aż założy mu
ciepłą kurtkę i zmieni buty. Przez cały ten czas nie odezwał się ani jednym
słowem.
Patrząc, jak odchodzi z obcymi
ludźmi, Kalina nie była w stanie powstrzymać łez. Bezradnie kręciła głową
nawet wówczas, gdy drzwi za nimi dawno się zamknęły. Od tamtej pory prześladowało
ją jedno pytanie: czy postąpiła właściwie? Kamil od początku nie miał
wątpliwości, co wielokrotnie podkreślał, jednak ona wydawała się zawieszona w
próżni, nie mogąc znaleźć jednoznacznej odpowiedzi.
Ta sytuacja pozwoliła jej z
bliska obserwować powolny rozpad więzi rodzinnych i lepiej zrozumieć sposób
myślenia Leny, która od dnia pogrzebu Elżbiety stała się dla niej kimś bliskim.
I choć wciąż nie mogły się spotykać oficjalnie, gdyż sprawująca opiekę nad
dziewczyną Halina była temu przeciwna, to potrafiły znaleźć dogodny czas i
miejsce, by choć przez chwilę porozmawiać.
Kalina niechętnie odeszła od okna
i wsunęła się pod ciepłą kołdrę. Ostrożnie ułożyła się obok śpiącego Kamila,
po czym powoli zaczęła liczyć od stu wstecz, choć nie spodziewała się, że
akurat tym razem ten sposób zadziała. Słuchała miarowego oddechu męża,
odmierzającego kolejne minuty. Wreszcie zapadła w płytki sen, co rusz przekręcając
się z boku na bok. Gdy kilka godzin później usłyszała drażniący dźwięk dzwonka
ustawionego w telefonie, zakopała się pod puszystą kołdrą pachnącą lawendą i
przez dłuższą chwilę z uporem udawała, że wciąż śpi.
– Kochanie, najwyższa pora
wstawać – odezwał się Kamil, delikatnie ściągając z niej kołdrę.
– Jeszcze śpię – obwieściła
niczym rozkapryszone dziecko, któremu nagle odebrano ulubiona zabawkę.
– Chyba jednak nie śpisz –
upierał się, szukając dłońmi jej stóp.
– Chyba to ja wiem lepiej, co się
ze mną dzieje – przekomarzała się, z głową wciąż ukrytą pod ciepłym
przykryciem.
– A może tym razem się mylisz? –
zagadnął i w tej samej chwili odnalazł jej gołe stopy. – Sprawdzę to, dobrze? –
spytał, po czym pośpiesznie i z dużym zaangażowaniem zabrał się za łaskotanie
jej podeszwy.
Natychmiast podkurczyła nogi,
głośno się śmiejąc i krztusząc. Niezwłocznie wysunęła głowę na zewnątrz, by
zaczerpnąć powietrza, ale Kamil nie odpuszczał. Wciąż zgrabnie przebierał
palcami, by dosięgnąć celu swych pieszczot. Kalina coraz bardziej wierzgała
nogami, jednak nie była w stanie wyrwać się z niedźwiedziego uścisku męża.
Wreszcie całkowicie opadła z sił i powoli osunęła się na flanelową pościel.
Patrzyła, jak człowiek, z którym od siedmiu lat dzieli życie, odgarnia jej z
czoła kosmyk włosów, które już dawno powinna podciąć, ale wciąż nie potrafiła
znaleźć na to czasu.
– Wiesz, że cię kocham? – spytał,
a jego głos w jednej chwili stał się poważny, lecz zachował swą miękkość.
– Nigdy nie miałam wątpliwości –
odparła, po czym lekko wsparła się na łokciach, by dosięgnąć jego ust.
Czuła, jak ciepło mieszające się
z pożądaniem rozlewa się po jej ciele, pozbawiając ją możliwości logicznego
myślenia. Tak bardzo chciała poddać się chwili i zapomnieć o otaczającym ją
świecie. Jej ciało dopominało się czułości. Potrzebowała wsparcia i
wyrozumiałości. Tęskniła za spokojem, który od dawna był dla niej
nieosiągalny.
Nieoczekiwanie opadła na łóżko,
całkowicie pozbawiona energii. Patrzyła przed siebie, jakby w jednej chwili
przestała dostrzegać pochylonego nad nią Kamila. Jej usta bezwiednie się
rozchyliły, a dolna warga drżała, jakby dopiero co znalazła się na mrozie.
– Co się dzieje? – zaniepokoił
się Kamil, ostrożnie dotykając jej pobladłego policzka.
Nie otrzymał odpowiedzi. Zdawało
mu się, że Kalina drży, więc podniósł ją i mocno objął. Przez chwilę w
milczeniu trwali w uścisku, jakby słowa mogły zniszczyć nastrój. Zdawało im
się, że czas zatrzymał się w miejscu, obserwując dwoje kochających się ludzi,
przeciwko którym los się sprzysiągł, pozbawiając ich radości życia.
– Cokolwiek dzisiaj się wydarzy,
zawsze będę cię kochał – szepnął jej do ucha, nie wypuszczając z objęć. –
Jestem przekonany, że wszystko dobrze się skończy i wreszcie będziemy mogli
odetchnąć.
– To już koniec – szepnęła,
tłumiąc łzy. – Koniec, rozumiesz?
– I całe szczęście, bo musimy jak
najszybciej wrócić do naszego życia. – Wciąż przyciskał ją do piersi.
Nie była w stanie odpowiedzieć.
Miała wrażenie, że czyjeś palce mocno zaciskają się wokół jej delikatnej szyi,
pozbawiając ją możliwości swobodnego operowania głosem. Bezskutecznie usiłowała
przełknąć ślinę. Jej ciało coraz bardziej się buntowało i zdecydowanie
odmawiało współpracy. Nie pozostało jej nic innego, jak wtulić się w ramiona
Kamila.
Nie miała świadomości, jak długo
to trwało, ale kiedy się odezwał, jego słowa nie pozostawiały złudzeń.
– Musimy się pośpieszyć, w innym
razie będą z tego kłopoty.
Niechętnie ruszyła w stronę
łazienki. Kilkanaście minut później przebrana weszła do kuchni, nalała do
kubków świeżo zaparzonej herbaty i osłodziła ją miodem, choć prawie natychmiast
przypomniała sobie słowa matki, która wielokrotnie powtarzała jej, by
poczekała, aż napar ostygnie. Teraz absolutnie nie miała na to czasu.
Wiedziała, że jeśli nie wyjdzie z domu w przeciągu kilku minut, nie ma co
marzyć, że zdąży do sądu. Parząc usta, pośpiesznie upiła łyk herbaty, po czym
ruszyła w stronę wyjścia.
– Nawet nie tknęłaś śniadania –
strofował ją Kamil.
– Nie zdążyłam – tłumaczyła,
rozumiejąc, dlaczego mąż robi jej wyrzuty. – Mam w torbie jakieś ciastka, więc
muszą mi wystarczyć – dodała, po czym włożyła szary płaszcz, a na szyi
zawiązała puszysty szalik w kolorze miętowym. W tym samym odcieniu miała
jeszcze rękawiczki i czapkę, ale ograniczyła się do schowania ich do torebki.
Kiedy w pośpiechu podążali po
śnieżnym dywanie, który pokrył chodnik, zgodnie milczeli. Kamil mocno trzymał
jej drobną dłoń, jakby w obawie przed tym, że może spróbować mu się wymknąć.
Kalina była świadoma, że to, co wkrótce nastąpi, jest nieuniknione i choćby zaklinała
rzeczywistość, to jej los jest przesądzony.
Jak na złość zimowa słota
skutecznie zwolniła ruch na stołecznych drogach, dlatego sznur samochodów
sunął powoli, jakby nagle czas przestał odgrywać jakąkolwiek rolę. Co rusz
nerwowo spoglądała na zegarek. Do rozpoczęcia rozprawy pozostało im zaledwie
kilkanaście minut. Bezwiednie zaczęła skubać niewielkie skórki wokół paznokci.
Po chwili kilka z nich zaczerwieniło się, tworząc nieładne, przekrwione rany.
– Uspokój się – poprosił Kamil,
kątem oka dostrzegłszy jej podenerwowanie – jesteśmy już niedaleko sądu.
– To nie ma prawa się dobrze
skończyć – stwierdziła, a jej głos nie pozostawiał wątpliwości co do nastroju,
w jakim się znalazła.
– Pamiętasz, jak pierwszy raz
wyjechaliśmy na narty? – Kamil próbował odwrócić jej uwagę od tego, co czekało
za murami sądu. – Instruktor, który na stoku miał nam pokazać, w jaki sposób
zjeżdżać, nie mógł się opanować ze śmiechu, gdy po dziesięciu minutach
rozgrzewki stwierdziłaś, że masz już tego dość i najwyższy czas na zjazd. Byłaś
przekonana, że jesteś w stanie to zrobić.
Kalina na samo wspomnienie swojej
głupoty lekko się uśmiechnęła i na moment zamyśliła nad tym, jak wiele zmian od
tamtej pory zaszło nie tylko w jej życiu, ale również w niej samej.
– Twój popisowy zjazd „w kucki”
wprost na ogrodzenie oddzielające oślą łączkę od wyciągu wprawił w osłupieni
nawet dzieci usiłujące okiełznać narty, a co dopiero mówić o ich rodzicach,
którzy odjeżdżali na boki, by uniknąć zderzenia z pędzącą niczym rakieta
kobietą w turkusowym kombinezonie narciarskim i w goglach, które pod wpływem
emocji, a może pędu powietrza, zdążyły ci się zsunąć z nosa.
– Zawsze będziesz mi to
wypominał? – obruszyła się, choć robiła to bardziej na pokaz niż po to, by
sprawić mu przykrość.
– Do końca życia i o
jeden dzień dłużej – stwierdził, zachowując lekkość tonu. – Kochanie, wyszłaś
z tamtej sytuacji bez szwanku, udowadniając wszystkim gapiom, że jesteś silną
kobietą, i takie mam twoje wyobrażenie – dodał. – Teraz sama musisz w to
uwierzyć, a reszta jakoś się ułoży.
Komentarze
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku, dziękuję za odwiedziny. Będzie mi miło, jeśli po swojej wizycie pozostawisz tu kilka życzliwych dla mnie słów :)