"GORZKI SMAK MARZEŃ" - FRAGMENT 1

 Już w październiku długo oczekiwana premiera drugiej części przygód Laury Kosińskiej - dziewczymy, która przyjechała studiować do Warszawy i w niej pozostała, budując swój świat. Praca zdominowała jej życie, ale serce upomniało się o uczucia. Tylko, czy Laurze będzie dane zasmakować miłości i szczęścia rodzinnego? O tym przekonacie się, czytając "Gorzki smak marzeń". 


"Chłodna biel ścian odbijała się od wypolerowanej podłogi. Ostre światło jarzeniówek przyprawiało Laurę o ból głowy. Minęło blisko piętnaście godzin, odkąd przyjechała do szpitala w Zakopanem. Zerwana z łóżka w środku nocy nawet nie zdążyła włożyć skarpetek, miała na sobie dres, w którym poprzedniego dnia przygotowywała kolację wigilijną. Na szczęście szpitalny sklepik był czynny nawet w święta i dzięki temu miała teraz na stopach skarpetki w świąteczne wzory.

Siedziała skulona na niewygodnym krześle, nie zwracała uwagi na słowa wypowiadane przez Gabrysię i Milenę. Te wciąż trajkotały, że powinna coś zjeść, odpocząć i być dobrej myśli. Jakby to mogło w czymkolwiek pomóc Igorowi. Jej Igorowi, z którym chciała doczekać starości. Spojrzała na pierścionek, który wciąż tkwił na jej palcu. Poczuła ukłucie w dołku, gdy przypomniała sobie, że lekarz nie chciał z nią rozmawiać o stanie zdrowia narzeczonego, twierdząc, że wszelkich informacji może udzielić wyłącznie krewnym pacjenta. Wtedy, stojąc na korytarzu z miną mopsa, miała wrażenie, że to film Barei, w którym każdy absurd ma szansę zaistnieć. Lekarz nie krył, że najchętniej siedziałby teraz w domu i zajadał się bigosem ze schabowym. Nie tracąc czasu na dalsze tłumaczenia, wskazał Gabrieli gabinet. Słowa, które w nim usłyszała, zdołała streścić Laurze w kilku zdaniach.

Igor, ratując życie turyście, stał się ofiarą kolejnej lawiny. Zwały śniegu dosłownie wgniotły go w ziemię. Wraz z nim lawina porwała jeszcze trzech innych ratowników, którzy mieli jednak więcej szczęścia. Odnaleziono ich znacznie wcześniej niż Wolfa. Wszyscy byli mocno połamani, ale odzyskali przytomność. Te informacje dawały nadzieję, że Igor w końcu też się ocknie.  Tymczasem lekarz nie był takim optymistą. Używając poważnych i nic niemówiących Gabrysi terminów, oświadczył, że stan zdrowia pacjenta jest krytyczny i decydująca będzie najbliższa doba.

Laura zapadła się na krześle. Doba niepewności. Doba na przemyślenia. Doba, przez którą nawet na chwilę nie mogła porzucić nadziei. Zwiesiła głowę i zamknęła oczy. To bezsensowne ślęczenie na korytarzu przyprawiało ją o mdłości. Podsunięta przez Milenę kolejna kawa wywołała skurcz żołądka. Przyjaciółka nie nalegała, ale w zamian podała kanapkę przyniesioną ze stołówki. Nie było sensu dyskutować. Laura odgryzła kęs i długo go przeżuwała, choć nie czuła żadnego smaku. Tak pochłonęła prawie całą bułkę i dopiero wtedy kawa przestała smakować jak lura.

- Może wrócimy do domu. Trochę odpoczniesz, a jutro znowu przyjedziemy? – zaproponowała Milena nieśmiało.

Twarde spojrzenie Laury wystarczyło jej za odpowiedź. Wszystkie trzy siedziały przed salą z napisem OIOM, tępo wpatrując się w drzwi, gdy jak spod ziemi wyrosła przed nimi Eulalia Harapińska.

- Możesz mi wyjaśnić, co się dzieje? – zwróciła się do córki bez zbędnych powitań.

Gabrysia streściła diagnozę lekarza prowadzącego. Laura nie drgnęła, raz jeszcze słuchając sprawozdania. Nie było sensu rozpamiętywać wypadku. Wolała się skoncentrować na przyszłości. Jeśli Igor szybko wyjdzie ze szpitala, wkrótce zaczną planować ślub. Może być jednak potrzebna rehabilitacja. W myślach wróciła do człowieka, który wiosną ubiegłego roku po złamaniu kości śródstopia pomógł jej odzyskać dawną sprawność.

Ten feralny wypadek w górach stał się źródłem jej związku z Igorem. Nie potrafiła zrozumieć, jak doszło do tego, że się w sobie zakochali. Początek ich znajomości był beznadziejny, a potem było już tylko gorzej. Pewnie, gdyby nie upór Wolfa, dzisiaj siedziałaby przy stole w swojej rodzinnej miejscowości i marzyła o powrocie do Warszawy. Świąteczne obiady, podczas których snuto plany na przyszłość, z którymi zupełnie nie było jej po drodze, nie stanowiły żadnej przyjemności. Tym chętniej przystała na pomysł Igora, by urządzili kolację w Szeligówce. Może gdyby skorzystali z zaproszenia jej rodziców albo Harapińskiej, teraz nie siedziałaby w szpitalu. Za późno już było na gdybania. Musiała działać..."

Fragment powieści "Gorzki smak marzeń".


Mam nadzieję, że spodobał Ci się fragment. Będę wdzięczna za udostępnienie treści w mediach społecznościowych :)

Komentarze

"Marzenia Kaliny" - trailer

"W sieci uczuć" - trailer

"Odroczone nadzieje"-trailer