Właśnie przeglądałam zdjęcia i znalazłam te, które zrobiłam kończąc zwiedzanie Muzeum Stutthof w Sztutowie. Wciąż pamiętam tamte emocje, z którymi nikt z mojej rodziny jeszcze długo nie mógł się rozprawić…
W Sztutowie znaleźliśmy się latem. To był krótki, weekendowy wypad nad morzem. W ogóle nie planowaliśmy wizyty w obozie w Sztutowie, choć wiedziałam, że takowy tam jest. Pogoda jednak spłatała nam figla i zamiast pluskać się w wodzie czy prażyć się na plaży, szukaliśmy jakiejś alternatywy. Padło na wizytę w muzeum.
Faktycznie nie byliśmy jakoś specjalnie do niej przygotowani. Zresztą miałam przeświadczenie, że to co najgorsze działo się w Auschwitz - naiwność moja nie miała wówczas granic...
Oglądanie kolejnych baraków, czytanie informacji o więźniach, odbywanych przez nich karach, dręczeniu i zmuszaniu do morderczej pracy, by na koniec umrzeć z głodu sprawił, że dosłownie wyszliśmy stamtąd "chorzy". To była olbrzymia dawka emocji, zaskoczenia i niemal fizycznego bólu. Wiedziałam, że nie mogę ot tak zapomnieć.
W moim przypadku zakończyło się to napisaniem powieści „W objęciach nazisty” - to takie moje ukojenie. A teraz powstają dwie kolejne części, w których pojawia się historia Wolnego Miasta Gdańska w czasach II wojny światowej i tuż przed jej wybuchem.
Komentarze
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku, dziękuję za odwiedziny. Będzie mi miło, jeśli po swojej wizycie pozostawisz tu kilka życzliwych dla mnie słów :)