Z seriami różnie bywa. Czekamy na drugą część, mając nadzieję, że autor i tym razem porwie nas w swój świat, w którym przepadniemy bez reszty. Idąc tym tropem, gdy tylko skończyłam czytać część pierwszą, sięgnęłam po część drugą, czyli "Someone else" i doznałam szoku...
Cassie i Maurice to bohaterowie, których poznajemy w części pierwszej. Już wtedy wyczuć można było, że coś ich łączy. Mają wspólne zainteresowania bohaterami literatury fantasy, ale żadne z nich nie chce się przyznać ani przed sobą, ani przed innymi do tego, ze łączy ich uczucie.
W drugiej części te uczucia zaczynają dominować w życiu bohaterów i pomimo perypetii bohaterowie zbliżają się do siebie. Są rozstania i powroty jak w typowym harlekinie. On chce, to ona nie jest pewna, ucieka, unika. Gdy ona zaczyna dojrzewać do tego, żeby zacząć mówić o uczuciach, to on zachowuje się jak dzieciak.
Bohaterowie nie porywają, stare schematy, które nudzą. Dużo nudnych opisów, które niewiele wnoszą do akcji.
Obok nich jest Julian i Micah, ale jest ich bardzo mało. Ich historia jakby przygasła, zostawiając miejsce innym głównym bohaterem.
Zainteresowała mnie ta seria.
OdpowiedzUsuń